Power of Metal

moonfire

Sprowokowany dyskusją Tomka i Progmetala zakładam temat poświęcony uznanym płytom, których z jakiegoś powodu nie lubimy, albo uznajemy za średnie.

Metallica - "Kill'em All" - dla mnie najsłabsza z pierwszych... sześciu płyt (tak, wliczam "Load") - hałaśliwa i mało interesująca. W thrashu były dziesiątki lepszych płyt, co nie zmienia faktu, że pierwszy album w tym stylu, stąd jego waga.

Venom - "Black Metal", "Welcome to Hell" - nieudolny rockandroll, bez melodii i polotu, poza tym bez mocy. Nie stało to nawet obok Celtic Frost, którzy przecież garściami czerpali z dorobku tej kapeli.

Helloween - "Keeper of the Seven Keys" - nie lubię pitu-pitu, a to definicja takiego grania. Do tego piszczący Mikael Kiske, jakby ktoś jeżdził styropianem po szkle. Do "Walls of Jericho" nie ma startu

Iron Maiden - "Piece of Mind" - moim zdaniem to najsłabsza płyta IM przed odejściem Dickinsona, rodzaj pomostu między genialnymi "The Number..." i "Powerslave". Nie przepadam nawet za hitem "Flight of Icarus".

Manowar - całokształt. Bardzo lubię epicki metal, power metal i scenę amerykańską, ale Manowar zawsze był dla mnie zbyt cyrkowy. Jakoś nie mogę brać na poważnie ich muzyki, mimo że przecież w muzyce wielu kapel lubię ich wpływy.

Pantera - wszystko poza czterema pierwszymi i "Vulgar..." - nudny groove z siłowym wokalem Anselmo i głupawymi zagrywkami Darrela (te piski i zgrzyty). Dla mnie to synonim bieda-metalu dla kindermetali 2. połowy lat 90.

SwordMaster

nie chciałbym się wtrancać ale gdzieś w przepastnych przestrzeniach tego forum jest chyba temat niemalże identyczny

edyta: o, znalazłem!

http://www.powerofmetal.fora.pl/metalowy-swiatek,3/plyty-wybitne-ktorych-nie-lubimy,6149.html

moonfire

Dzięki!

Proponuję skleić. Smile