Forum Power of Metal
+ mocna strona metalu +
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

The God Of Hellfire - Arthur Brown

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Power of Metal Strona Główna -> Nie samym metalem...
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
firesoul
Administrator


Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 7663
Przeczytał: 38 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Albuquerque

PostWysłany: Pon 10:49, 25 Sty 2016    Temat postu: Re: The God Of Hellfire - Arthur Brown

Na początek pytanie na poziomie muzycznej podstawówki: co łączy Alice Coopera, Gene Simmonsa, Petera Gabriela i Kinga Diamonda?

No jak to? Każde dziecko wie, że pomalowana twarz, którego to pomysłu twórcą dla potrzeb uzyskania wyrazistego rockowego image’u był oczywiście wspomniany Alice Cooper.

BEEEP! Zła odpowiedź.

Tradycja pastowania ryjów i otaczania się rozlicznymi dziwacznymi artefaktami jest w muzyce rockowej, w tym metalowej, długa, chlubna i ciągle żywa, a kolejne szeregi jej kultywatorów pełne godnych nazwisk, żeby dorzucić do tego zacnego towarzystwa jeszcze choćby Mansona, The Misfits, zastęp Papów Emeritusów czy jakieś dwa miliony Norwegów.
Jednakowoż Cooperowi miano Ojca Założyciela tutaj się nie należy, z resztą sam nigdy nie twierdził że tak jest, a pytany o swojego mistrza wypluwał z siebie nazwisko pewnego kilka lat starszego angielskiego ekscentryka.

Arthur Wilton Brown,



o którym tu mowa (jak zapewne domyślili się tylko nieliczni), oczywiście nie doznał mistycznego objawienia ciemnej strony mocy i pełni praw autorskich do takiego scenicznego wizerunku również nie dzierży, niemniej jednak jego wpływ na to co zaczęło dziać się w rockowym światku przełomu lat 60 i 70-tych w przedmiotowej kwestii jest niewątpliwie kluczowy. Z resztą to nie jest rozprawa habilitacyjna na temat corpse paintingu i mrocznych czasów wypiętrzania muzyki rozrywkowej, więc takiego Screamin' Jaya Hawkinsa zostawmy w spokoju.

Arthur Brown to jednak nie tylko pomalowana twarz, powłóczyste szaty i płonący hełm. To przede wszystkim obdarzony niezwykłą wyobraźnią i wrażliwością muzyk, w którego zespole karierę zaczynali choćby późniejsi współzałożyciele Atomic Rooster - Vincent Crane (nota bene jeden z najważniejszych operatorów Hammonda w rockowym światku) i Carl Palmer (tak, ten od Emerson Lake & Palmer).

Do tego, a może w pierwszej kolejności, Brown to genialny wokalista, przed którym pokłony bili m.in. Gillan i Dickinson. W moim prywatnym rankingu rockowych gardeł numer dwa po Fredku.

Szczyt popularności osiągnął na początku kariery, kiedy znany chyba każdemu kto ma radio i uszy utwór Fire podbił listy przebojów w Anglii i Stanach. Później nie wyszedł już z niszy, w której z premedytacją zakopał się bardzo szybko, właściwie kiedy dopiero wykluwały się lata 70-te, tworząc później dźwięki różne - czasem piękne, czasem kompletnie niezrozumiałe, przeważnie niezwykłe, a zawsze w stu procentach prawdziwe. W wachlarzu jego artystycznych dokonań znajdziemy zarówno skrajnie odjechaną psychodelię, ale i jak i średnio ambitny pop.

Nagrywał pod kilkoma szyldami, najbardziej znane to The Crazy World of Arthur Brown i of Arthur Brown’s Kingdom Come. Kilka płyt to absolutny rockowy kanon (w pierwszej kolejności debiutancki album The Crazy World of Arthur Brown ze wspomnianym wcześniej Fire oraz Galactic Zoo Dossier sygnowana nazwą Arthur Brown’s Kingdom Come).

Ogólnie Arthur Brown to dla mnie jeden z najważniejszych rockowych artystów, a niepodważalny numer jeden z grona rockowych „żołnierzy wyklętych”, którzy zamiast autostrady do sławy, wyprzedanych hal koncertowych i limuzyn pełnych nasilikonowanych groupies, wybrali offroad i pogrywanie dla przyjemności w prowincjonalnych kiblach i knajpach serwujących sałatkę ze śledzia. Innymi słowy taki trochę starszy Fenriz.

Chociaż sam z heavy metalem czy hard rockiem nie miał wiele wspólnego, to odcisnął na tyle głębokie piętno na całej rzeszy ekstraklasowych zawodników od ciężkiego grania, że wypada znać jego twórczość przynajmniej w ogólnych zarysach, a konkretnie te dwie płyty:



A tym, którzy cmokają nad odwagą i obrazoburczością koncertów Gorgoroth, proponuję poglądowo oglądnąć również poniższy fragment koncertu Arthur Brown’s Kingdom Come z Glastonbury z 1971 roku:

https://www.youtube.com/watch?v=vJhpYxrS-sQ
Powrót do góry
Zobacz profil autora
piciu6
Moderator


Dołączył: 20 Cze 2008
Posty: 16220
Przeczytał: 35 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ostrowiec przede wszystkim

PostWysłany: Pon 11:21, 25 Sty 2016    Temat postu:

przekręt z gościa niemożebny, znam jedynkę, ale nie mogę powiedzieć, żeby w moim światku muzycznym zajmował specjalną pozycję Cool
Powrót do góry
Zobacz profil autora
piciu6
Moderator


Dołączył: 20 Cze 2008
Posty: 16220
Przeczytał: 35 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ostrowiec przede wszystkim

PostWysłany: Wto 17:27, 29 Sty 2019    Temat postu:

wrzucam tutaj jako ciekawostkę, bo aktualnie trochę cieszę uszy Snowy Shaw i ta wersja Fire wydaje się odpowiednio świrnięta Very Happy
https://www.youtube.com/watch?v=EAu3xamgdNU
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Power of Metal Strona Główna -> Nie samym metalem... Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin