 |
Power of Metal + mocna strona metalu +
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pon 21:37, 15 Gru 2008 Temat postu: Jeff Buckley |
|
|
Jeden z najwybitniejszych muzyków, którzy tworzyli w latach 90'; a dla mnie właściwie jeden z najważniejszych w przekroju całego XX wieku. Wydał tylko jedną "pełną" płytę w roku 1994 - "Grace". Na początku nie sprzedawała się zbyt dobrze, ale do dzisiaj rozeszła się w ilości około 2 milionów egzemplarzy.
Jest synem muzyka. Również niezwykłego, eksperymentującego - mianowicie Tima Buckleya. Jeff w wywiadach mówił, że nie inspirował się zbytnio twórczością ojca, ale wprawne ucho wychwyci trochę podobieństw, a na pewno usłyszy, że młody Buckley odziedziczył po swym ojcu wyjątkowo oryginalną barwę głosu. Trudno to opisać. Głęboką, pełną, inspirującą, spokojną, a równocześnie agresywną, rozedrganą.
Ciężko jednoznacznie sklasyfikować tę muzykę. Na pewno obracamy się w obrębie szeroko pojętej muzyki rockowej, może "alternatywnej", ale niezbyt pasuje mi to słowo. W większości utworów na "Grace", Jeff używa jednak niekonwencjonalnych rozwiązań, oryginalnych i "dziwnych", rzadko spotykanych akordów. Dużo się chłop muzyki klasycznej nasłuchał w swoim życiu. I Édith Piaf np. Sporo jest w tym materiale momentów zadumy, wyjątkowych momentów. UWAGA - wypada słuchać w ciemności. Niezapomniane wrażenia gwarantowane. Jeff Buckley zmarł 29 maja 1997 roku. Podobnie jak ojciec, Tim, śmiercią tragiczną. W wyniku utonięcia (ojciec od przedawkowania heroiny). Podobno przed śmiercią słuchał "Whole Lotta Love" Led Zeppelin, warto o tym wspomnieć, bo na pewno inspiracje tym zespołem pobrzmiewają w jego twórczości. Pozostawił po sobie w sumie niewiele materiału. Ale niewątpliwie warto zapoznać się z "Grace", a także niektórymi płytami jego ojca.
Znacie, nie?
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Katar
Dołączył: 20 Paź 2008
Posty: 314
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Polska
|
Wysłany: Wto 0:01, 16 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
słyszałem o gościu, ale muzyki nie ... nawet nie wiem gdzie to wrzucić ... napisz cos więcej, proszę - dla zachęty !
...
no i witaj u nas !
|
|
Powrót do góry |
|
 |
SwordMaster
Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 4923
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 14:55, 16 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
Postać kultowa. Z muzą Jeffa zetknąłem się przez naszego wokalistę, który miał /i pewnie dalej ma/ fazę na niego.
Na koncertach, które graliśmy nazwisko Buckley / zarówno ojca i syna/ nawiedzone dziewczęta i znający się na rzeczy chłopcy wymawiali z nabożną czcią. W dobrym tonie było /i jest pewnie nadal/ znać Buckleya, natomiast nie znać w ogóle tego nazwiska naraża cię na ostracyzm.
Muza depresyjno-histeryczno-emocjonalna z niebanalną grą na gitarze. Gdy się wgryźć to potrafi nieźle szarpnąć po duszy, aczkolwiek moim skromnym zdaniem przedwczesna śmierć artysty dodała mu dużo do legendy.... Gdyby Jeff nagrywał dalej, jego styl mógłby się rozwinąć, wyklarować. Moim zdaniem "Grace" to znamiona czegoś wielkiego, niepowtarzalnego, aczkolwiek jeszcze nieukształtowanego w pełni. W rozmowach z ludźmi słyszałem opinie, że to właśnie tak ma być; emocje górą...
Oprócz Grace słyszałem jeszcze "Sketches for My Sweetheart the Drunk" - dwupłytową kompilację różnych wczesnych bądź niewydanych utworów. Kompilacja o bardzo nierównym poziomie, aczkolwiek są mocne momenty.
Mam jeszcze DVD "Live in Chicago", które jest esencją tego artysty - rozemocjonowany facet z gitarą, o depresyjnym zacięciu i poruszającym głosie.
Polecam się zapoznać. Nie każdego poruszy ta muza, ale warto wiedzieć co wypada słuchać.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Gość
|
Wysłany: Czw 20:11, 18 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
Cytat: |
Na koncertach, które graliśmy nazwisko Buckley / zarówno ojca i syna/ nawiedzone dziewczęta i znający się na rzeczy chłopcy wymawiali z nabożną czcią. W dobrym tonie było /i jest pewnie nadal/ znać Buckleya, natomiast nie znać w ogóle tego nazwiska naraża cię na ostracyzm. |
A to nie wiedziałem nawet, u mnie ciężko się z taką sytuacją spotkać, bo raczej mało kto zna Buckleya.
Generalnie dużo prawdy jest w tym co napisał SwordMaster i mogę tutaj tylko powtórzyć, że niewątpliwie największą zaletą tej muzyki (ale dla niektórych pewnie największą wadą) może być jej maksymalne położenie nacisku na grę emocją. Najczęściej emocją depresyjną, przygnębiającą, która równocześnie potrafi tworzyć w głowie piękne obrazy. Buckley doskonale wiedział jak bawić się w swoich utworach ciszą (równie kluczowa jak muzyka). Weźmy na ten przykład utwór "So Real" - dla mnie zupełnie niezwykły i jakby mistyczny, te akordy po wyśpiewanych (wyszeptanych? może wymówionych? Trudno powiedzieć.) kolejnych wersach tekstu sprawiają, że wielka tajemnica zawarta w tym utworze jest jeszcze trudniejsza do odgadnięcia. W kolejnych zwrotkach atmosfera się "zagęszcza", Jeff wypowiada coraz znamienniejsze słowa "And I couldn't awake from the nightmare, that sucked me in and pulled me under"... Potem solo, jęczące, brudne, nieczyste, niedokładne, wyjące z bólu. I nagle cisza. "Co z nią zrobić?" zadałby sobie pytanie każdy muzyk. Ale tylko Buckley potrafi w taki sposób i w takiej chwili wypowiedzieć słowa "I love you". On kocha, ale boi się kochać. I to słychać w tym utworze.
"Grace" to piękna płyta. Dla mnie właśnie stanowi coś niepowtarzalnego, być może siła tkwi jeszcze w tym "nieukształtowaniu". Ale mi się wydaje, że Jeff dobrze wiedział co robił. Jak grać na emocjach. Jak wywołać lęk, smutek, strach, ale też radość. Warto.
Tutaj kilka linków:
"Grace"
"Last Goodbye"
"Lilac Wine" (absolutnie piękna przeróbka)
Tyle starczy. Jeżeli te utwory nie zachęcą Was do zapoznania się z tym muzykiem, to już nic nie zachęci. Może jeszcze to:
"Hallelujah"
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|